niedziela, 24 stycznia 2016

Niesforny Kot. Rozdział 3: Kanra i Nakura

Rozdział poprawiony i gotowy do przeczytania! Zapraszam :)



Rozdział 3
Kanra i Nakura
Tej nocy Shizuo nie potrafił usnąć. Na samą myśl, że jego wróg zachowywał się jak przerażone dziecko, sprawiała, że czuł się nieswojo. To nie było w stylu informatora. Blondyn przywykł do Izayi, który bawi się ludźmi, mając za nic ich uczucia. Przywykł do osoby bez skrupułów, do okrucieństwa i chaosu, który wprowadzał brunet. Do szyderczego uśmieszku, patrzenia na wszystko z góry i irytującej, lekceważącej postawy. Ale nie do tego szczerego przerażenia, łez i dezorientacji!
Bezsenna noc sprawiła, że kolejnego Heiwajima był rozdrażniony bardziej niż zwykle. W ciągu pracy Tom kilkukrotnie chciał zapytać współpracownika, co się dzieje, jednak rezygnował z tego. Znał Shizuo i nie chciał bardziej irytować swojego byłego kouhaia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli blondyn poczuje taką potrzebę, powie mu, w czym rzecz. No i jeśli Heiwajima nie chciał o czymś mówić, to i tak Tanaka nie wyciągnąłby tego z ex barmana.
To mogłoby wydawać się niezwykle dziwne, ale Shizuo czuł się źle z faktem, że Izaya nie zawitał do Ikebukuro przez kolejne kilka dni. Nie tęsknił za nim i jego niszczycielskimi planami. Chodziło raczej o to, że nigdy nie widział swojego wroga w tak opłakanym stanie emocjonalnym, a przecież znali się już jakieś dziesięć lat. To, co martwiło informatora, musiało mieć wielką wagę. Ponadto to, co Izaya mówił podczas ostatniej wizyty blondyna w mieszkaniu Orihary, niepokoiło Shiuzo jeszcze bardziej. Nie był pewien, czy to były groźby, czy może ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem. To drugie pozornie zdawało się być nie na miejscu, nie w stylu Izayi, ale z tym facetem nigdy nic nie było pewne w stu procentach.
Gdy maj powoli się kończył, Shizuo postanowił sprawdzić, czy Izaya wyjechał zgodnie ze swoją zapowiedzią. Na miejscu zastał niedomknięte drzwi. Wszedł ostrożnie do środka, by się rozejrzeć, ale to, co zobaczył, sparaliżowało go na kilka chwil. Książki z ponad połowy regałów zostały zrzucone na podłogę, meble były poprzewracane, komputer roztrzaskano. Po przestronnym pomieszczeniu walały się ubrania, a w kącie leżała otwarta walizka. Zrobił kilka kroków, ale gdy spojrzał pod nogi, znów zamarł. Duża, ciemna plama. Nie wiedział dlaczego, ale czuł, że to krew.
Więcej nie wrócił w tamto miejsce. Miał złe przeczucia. Dlaczego mieszkanie Izayi tak wyglądało? Brunet nie był zbyt silny, ale nadrabiał to szybkością, zwinnością i sprytem. Nawet Shizuo nie miał szans go dorwać, więc był pewien, że z Oriharą wszystko w porządku. Tylko skąd to złe przeczucie?
Pod koniec czerwca, niemal dwa miesiące po wyjeździe Izayi, Shizuo siedział w swoim salonie, wbijając wzrok w sufit. Odkąd poznał Oriharę modlił się o jego zniknięcie i spokój w swoim życiu. Brunet zniknął. Względny spokój zawitał w życiu Shizuo. Ale Heiwajima nie cieszył się z tego. To było za proste. Doskonale wiedział, że jeśli coś jest zbyt proste w kwestii Izayi, powinien się przygotować na coś dużego i niebezpiecznego. I wciąż nie opuszczały go złe przeczucia.
W noc ostatniego dnia czerwca Heiwajima podskoczył zaskoczony, wyrwany ze swoich myśli przez gwałtowne pukanie do drzwi. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Zbliżała się północ. Zmarszczył brwi. Rzadko przyjmował gości. A kiedy już mu się to zdarzało, nie przyjmował ich o tak późnej porze. Idąc do drzwi, zastanawiał się, kto go niepokoi o tej porze. Do głowy przyszły mu tylko dwie osoby – Celty wysłana z jakąś przesyłką od Shinry i sam lekarz. Ale obie te opcje były mocno naciągane. Spojrzał przez judasza i oniemiał.
Dziewczyna.
Brunetka stojąca po drugiej stronie drzwi znów załomotała w drewno. Wyglądała na przerażoną, a policzek miała we krwi. Shizuo otworzył szybko drzwi, nawet się nie zastanawiając nad tym, co robi. Nie wiedział, kim jest dziewczyna, ale czuł potrzebę, by jej pomóc. Przecież nie mógł jej tak po prostu zostawić!
Przydługa bluza, spodnie, dłonie, policzek - niemal cała była we krwi. Łzy pociekły jej po policzkach, kiedy ujrzała wysokiego blondyna. Były barman otwierał już usta, by zapytać, co się stało i kim dziewczyna jest, ale brunetka uprzedziła go.
- Shizuo... Heiwajima...? - Jej głos drżał od tłumionego szlochu. Blondyn skinął niepewnie głową, a wtedy delikatne dłonie zbroczone krwią zacisnęły się na jego jasnym podkoszulku. - Proszę nam pomóc... Braciszek... Mój brat jest w opłakanym stanie... Proszę... On potrzebuje lekarza... On... On... - Dziewczyna rozpłakała się. Shizuo nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Zastanawiał się, czy już ją gdzieś widział, ale nie przypominał sobie takiej sytuacji. Możliwe, że jej brat ją znał. Pytanie, kim jest jej brat?
- Gdzie twój brat? - Shizuo spytał o to, zdając sobie sprawę, że krew mogła nie należeć do dziewczyny. Z trudem zrozumiał jej odpowiedź. Po chwili pędził już w dół schodów, zostawiwszy brunetkę przed swoim mieszkaniem.

*

- Tragicznie nie jest - oznajmił Shinra, prostując się i odwracając do zapłakanej dziewczyny, która kuliła się na fotelu w salonie Shizuo. Blondyn opierał się o oparcie fotela, zastanawiając i nie odrywając wzroku od pacjenta leżącego na jego sofie. Nie miał pojęcia, co się właściwie stało, ale wbrew wszystkiemu, co mówił Izaya, był człowiekiem i nie potrafił zostawić na pastwę losu osoby na granicy życia i śmierci.
- Ale dobrze też nie? - domyślił się były barman. Shinra niepewnie pokiwał głową, sprzątając po sobie.
- Będzie żył? - spytała z nadzieją brunetka, podnosząc mokrą od łez twarzyczkę i wlepiając szklące się oczy w lekarza. Młody mężczyzna spojrzał na nią, a potem na bladego jak kreda pacjenta.
- Jego stan jest stabilny - odparł krótko. Dziewczyna westchnęła z ulgą. Nie zastanawiał ją zdławiony głos lekarza ani spięte mięśnie brata stojącego pod ścianą. Nastolatek zasugerował, by się trochę przespała po całym dniu wrażeń. Shizuo zaprowadził ją do swojej sypialni i wrócił szybko. Trójka milczała, wsłuchując się w oddech pacjenta.
- Jest źle, prawda? - spytał nastolatek po kilku długich minutach męczącej ciszy, nie dbając o to, czy obudzi szybko zasypiającą siostrę.
- Jest stabilny - powtórzył Shinra, zamykając na moment oczy. Gdy je otworzył patrzył wszędzie byle nie na chłopaka. - Ale to nie znaczy, że jest dobrze. To, że nie jest tragicznie, nie znaczy, że nie jest źle. Powinien trafić do szpitala.
- Brat powiedział, że jeśli zabierzemy go do szpitala, to prędzej nas znajdą.
- Kto go tak urządził? - Shinra spojrzał w niebieskie oczy nastolatka. Chłopak nie odrywał wzroku od twarzy śpiącego brata. Nie odpowiedział, a Shinra nie zamierzał drążyć tego tematu. - Jak się nazywasz? - zmienił temat.
- Nakura Tsukiyomi. - Odpowiedź była natychmiastowa. - Moja siostra to Kanra.
Shizuo i Shinra spojrzeli na siebie zaskoczeni. Obaj nie rozumieli, dlaczego leżący na kanapie Izaya jest nazywany "bratem" przez tę dwójkę. Nie rozumieli, jakim cudem ktoś doprowadził go do takiego stanu. W końcu nawet Shizuo nie potrafił go załatwić do takiego stopnia. Ale wiedzieli jedno. "Kanra" i "Nakura" to pseudonimy Orihary, których systematycznie używał. Pierwszego podczas rozmów na czacie, drugiego – jako członek Dollarów.
Shinra spojrzał nieufnie na nastolatka.
-Nakura, jesteście biologicznym rodzeństwem? - Z jego głosu zniknęło wszelkie współczucie.
Chłopak spojrzał na lekarza zaskoczony. Po dłuższej chwili skinął głową.
- Więc Izaya nazywa się Tsukiyomi? - kontynuował Kishitani, a chłopak tylko kiwał głową.
- Uciekł z domu - wyjaśnił Nakura. - Nie powiedział wam? Kiedy się z nami spotykał, zawsze powtarzał, że jeśli będzie naprawdę źle, możemy szukać pomocy u osób, którym w pewnym stopniu ufa. Przede wszystkim mieliśmy pytać o blondyna ubranego jak barman. W Rosyjskim Sushi podano nam pana nazwisko i adres – tu Nakura spojrzał na Shizuo. - Po drodze natknęliśmy się na brata. Oberwało mu się, ale zdołaliśmy uciec i tak tu trafiliśmy.
- Dużo wyjawiasz jak na jego brata - zauważył Shizuo, który również zaczął coś podejrzewać. Coś mu się nie zgadzało, tylko jeszcze nie wiedział co dokładnie.
Chłopak uśmiechnął się.
- Brat jest nieśmiały i ostrożny. To dlatego.
Zarówno lekarz, jak i były barman, zamrugali zaskoczeni. Nie wyobrażali sobie, by Izaya mógł taki być. Chcieli zapytać o szczegóły, ale Nakura oznajmił, że jest zmęczony i zniknął w sypialni, chcąc być blisko siostry.

*

- Śpisz?
- Nie.
Za oknem zaczynało jaśnieć. Słońce powoli wstawało, by powitać nowy dzień, w ogóle się nie spiesząc. Zupełnie jakby nie zdawało sobie sprawy, że pewnego dnia może już nigdy nie pojawić się na horyzoncie.
Nakura siedział na parapecie, obserwując zmieniające barwy niebo, ale gdy usłyszał odpowiedź siostry, przeniósł na nią wzrok. Na jego twarzy nie było emocji. Jedynie obojętność i zimne spojrzenie. Dziewczyna siedziała z kolanami podciągniętymi do brody. Miała zamknięte oczy.
- Martwisz się? - spytał głosem wyzutym z emocji.
- O co? - spytała, ale Nakura wiedział, że zrozumiała jego pytanie. Nie odezwał się. Jedynie patrzył. Minęło kilka minut. Dziewczyna westchnęła i również spojrzała na chłopaka. - Ty się nie martwisz?
- O niego? Nie bardzo. - Znów spojrzał na słońce. - Martwi mnie raczej ich reakcja na to, co planujemy.
- Izaya nas ukatrupi – jęknęła Kanra. Nakura wybuchł śmiechem. - I co cię tak bawi?!
- Nic, nic. - Machnął lekceważąco ręką. - Zwyczajnie jest na to za miękki. Ten nasz Izaya… To będzie bardzo interesujące.

niedziela, 17 stycznia 2016

Niesforny Kot. Rozdział 2: "Opuszczam Tokio!"

Dla wyjaśnienia, owszem, opowiadanie było zamieszczane, ale jak już pisałam, wstawiam je tutaj w wersji poprawionej na lepsze (mam nadzieję).
Tak więc, Yuu, nie mylisz się i nawet cieszy mnie, że stara wersja opowiadania jest kojarzona :)
A teraz zapraszam na drugi rozdział (w którym okazało się, że poprawek potrzeba ciut więcej niż w pierwszym :P)



Rozdział 2

Opuszczam Tokio!”

Klęczę na podłodze. Wszystko mnie boli. Nie mam na sobie ubrań. Moje nagie ciało ocieka czerwoną cieczą. Krew jest wszędzie. Wokół mnie leżą najróżniejsze przedmioty, którymi można zadawać ból. Ponad połowy z nich nie potrafię nazwać. W dłoniach ściskam rękojeść noża, ale ciężko mi go utrzymać w śliskich palcach. Cały drżę. Czyjaś postać się zbliża. Świece rozstawione na podłodze nie oświetlają twarzy, ale doskonale wiem, jak wygląda. Po policzkach spływają kolejne gorące łzy, których nie potrafię powstrzymać. Dłonie drżą coraz bardziej. Gdy duża ręka odbiera mi nóż, jestem zbyt przerażony, by stawić opór. Zamykam oczy i zagryzam wargi. Czuję metaliczny smak na języku, ale nie przestaję gryźć ust. Obrywam w policzek i upadam. Posoka wydaje przy tym nieprzyjemny odgłos. Staram się podnieść, ale ramiona odmawiają posłuszeństwa. Leżę, mając nadzieję, że zostawi mnie w spokoju. Moje nadzieje okazują się płonne. Kopie mnie kilka razy w brzuch, po czym obraca. Czuję na karku jego oddech, gdy klęka za mną i pochyla się. Duże dłonie łapią moje biodra. Mam nadzieję na coś mało bolesnego, ale ponownie się mylę. Krzyczę głośno, gdy coś ostrego wdziera się we mnie. Staram się wyrwać, ale brak mi sił. Za sobą słyszę donośny śmiech.



Podniosłem szybko telefon i rozłączyłem się. Dłonie mi się trzęsły. Nogi mi się trzęsły. Cały się trząsłem. Byłem przerażony. Nie mogłem zrozumieć, jak ten facet mnie znalazł. Nie powinien był mnie znaleźć. To przez imię? Pewnie niewiele osób w Japonii nosi tak dziwaczne imię. Ale nosiłem inne nazwisko. W ogóle się zmieniłem. Nie byłem już tylko ciekawym świata gówniarzem. Bawiłem się ludźmi, traktowałem ich jak obiekty obserwacji. Dzieciak, którym byłem, drastycznie różnił się od osoby, którą udało mi się wykreować. Upodobniłem się do niego, bo przedtem tak bardzo się różniliśmy. To miało mi zapewnić ochronę. Miałem stać się dupkiem bez serca. Myślałem, ze to osiągnąłem.

- Izaya?

Podniosłem swoje przerażone oczy na nic nierozumiejącą twarz Shizu-chana. Był tu cały czas. Widzi, jak po moich policzkach płyną łzy. Widzi tego mnie, którego nienawidzę, którego chciałem się pozbyć, którego myślałem, że uśmierciłem.

Telefon znów się rozdzwonił, a ja podskoczyłem przerażony. Wyłączyłem go szybko. Schowałem przedmiot do kieszeni dopiero przy czwartej czy piątej próbie.

Przypomnieli mi się ludzie, których kiedyś lubiłem, którzy byli mi bliscy. Przypomniało mi się, jak skończyli.

Krew odpłynęła mi z twarzy. Zrobiło mi się słabo. Kto? Kto tym razem tak skończy? Czy znowu będę musiał patrzyć na tę masakrę? Nie! Nie chcę!

Zerwałem się do biegu. Shinjuku. Musiałem jak najszybciej dostać się do mojego mieszkania i jeszcze raz spojrzeć na kilka rzeczy. Słyszałem za sobą tupot stóp Shizu-chana i jego głos wypowiadający moje imię. Nie reagowałem. Nawet go nie prowokowałem. Po prostu biegłem. Nie chciałem, by mnie takim widział. Nie on. Nie osoba, którą sprowokowałem do nienawidzenia mnie z całych sił.



Otworzyłem drzwi tak gwałtownie, że odbiły się od ściany. Wpadłem do mieszkania niczym wystrzelony armaty. Odsunąłem krzesło i włączyłem komputer. Wolno. Za wolno. Niech włącza się szybciej, do cholery!

- Izaya? - Tym razem moje imię wypowiedział kobiecy głos. Zerknąłem kątem oka na Namie. Będzie jego ofiarą? Nie sądzę. Tylko dla mnie pracuje. Nie łączą nas żadne głębsze relacje. Jedynie dokuczam jej. Gotuje mi, ale ustaliliśmy, że to należy o jej obowiązków. Gdy spotkam ją na mieście, wymieniamy uszczypliwe uwagi i to tyle.

Nie powinna zginąć. Zwłaszcza, ze jedynym, który ją obchodzi, jest młodszy brat. Liczę się dla niej tylko jako pracodawca.

Drzwi skrzypnęły, a po chwili przede mną stanął zbity z tropu, lekko zdyszany blondyn. Shizu-chan i Namie wymienili się kilkoma uwagami, których nie słuchałem. Oboje byli zdziwieni moim zachowaniem. Powinni być raczej zdziwieni tym, że Shizu-chan wyjątkowo nie chce mnie zabić, albo chociaż rzucić czymś we mnie.

Włączyłem przeglądarkę i wpisałem nazwisko, którego nienawidziłem z całego serca. Nie znalazłem nic, co łączyłoby tego mężczyznę z obecnym mną, Izayą Oriharą, bezdusznym informatorem z Shinjuku. Pisano o tym, że jest ważną osobistością, że stracił syna przed laty i że fundował jakieś badania, które tylko z pozoru nie były podejrzane. Nic więcej.

- Namie - odezwałem się, skupiając na sobie całą uwagę obecnej tu dwójki. Nie odrywałem jednak wzroku od krótkiego artykułu sprzed lat. - Znasz kogoś nazwiskiem Daisuke Tsukiyomi?

- Tsukiyomi? Myślę, że finansował badania mojej znajomej.

Do cholery! Kobieto, skup się! Takie informacje nie są wystarczające!

- Jakie badania?

- Czyżbyś w końcu czegoś nie wiedział? - zakpiła, krzyżując ręce pod biustem. Spiorunowałem ją spojrzeniem. Westchnęła, siadając przy swoim komputerze.

- Badała obecność demonów w ludzkim społeczeństwie. Nie znam szczegółów, ale to było coś metafizycznego.

- Tyle wystarczy – mruknąłem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, czego dokładnie dotyczyły tamte badania. Wystarczyło mi potwierdzenie, które uzyskałem od Namie. Opadłem na krzesło, przecierając twarz dłońmi. Znalazł mnie. Cholera jasna! Muszę się zwijać z Tokio. Będzie naprawdę źle, jeśli coś się komuś przeze mnie staje.

Szlag, wraca stary Izaya.

- Coś się stało? - W jej głosie nie były choćby nutki zainteresowania. Jak zwykle.

- Zwalniam cię - oznajmiłem, a jej dłonie zamarły w pół drogi do klawiatury. Popatrzyła na mnie zdezorientowana.

- Słucham?

Właściwie nie było powodu, dla którego miałbym ją zwalniać, ale zważając na dzisiejszy telefon wolałem zniknąć i nie zostawić za sobą śladów w postaci nadal pracującej dla mnie Namie.

- Znikam z Tokio – oznajmiłem, czyszcząc wszystko, co miałem w komputerze.

- Chyba nie rozumiem? - przyznał blondyn. - Znaczy, przeważnie cię nie rozumiem, ale dziś szczególnie dziwacznie się zachowujesz. Jakie „znikam”? Co tak nagle cię naszło?

Będziesz tęsknił czy jak, idioto?

- Ktoś zginie. Pewnie więcej niż dwie czy trzy osoby. Jestem pewien, że Namie nic nie będzie, ale ty, Shinra, Dotachin... Mika też może być celem – uświadomiłem sobie. Kto jeszcze? - Mikado póki co ma do mnie pozytywny stosunek. Niedobrze. Masaomi? Nie znosi mnie, ale może się na niego uwziąć ze względu na Saki. Tak, to całkiem możliwe.

- Zwolnij! - Shizu-chan złapał się za głowę. - Najpierw wrabiasz mnie w morderstwo, nasyłasz yakuzę, zmuszasz tę małą, by mnie zabiła, a teraz…

- Żebym to wszystko był ja - przerwałem mu. Właśnie. Przecież nie wszystko, co złe, to moja robota! Aż tak zepsuty jeszcze nie jestem!

- Co przez to rozumiesz?

- Skoro istnieje ktoś taki jak Celty, dlaczego nie mogą istnieć też demony? Jak myślisz, Shizu-chan? Trudno by im było podszyć się pode mnie? Pod kogokolwiek? Nie ważne. Nie musisz odpowiadać. Chodzi mi o to, że istnieje demon, który zrobi wszystko, by zniszczyć mi życie. Nawet jeśli ludzie mnie nie lubią, jego to nie obchodzi, póki są blisko mnie. Szlag, jeśli dalej kieruje się tą zasadą, to każdy może być zagrożony.

- Więc...?

- Więc ciesz się, Shizu-chan. Muszę zniknąć z Ikebukuro, Shinjuku. Muszę zniknąć z Tokio, a najlepiej z Japonii. Cieszysz się, prawda? Do cholery, wszyscy się ucieszą! - Wstałem gwałtownie z krzesła. Muszę się pozbyć WSZYSTKIEGO.



***



- Izaya wyjeżdża?

Shizuo tylko kiwnął głową na potwierdzenie. Sam jeszcze nie mógł w to uwierzyć. Znał Oriharę na tyle dobrze, by wiedzieć, że musiał mieć ważny powód, aby tak postąpić. I to, co usłyszał w jego mieszkaniu. To nie było normalne.

- To niedorzeczne - stwierdził Masaomi, stukając szybko w klawiaturę, a siedzący obok niego Shinra przytaknął mu. Shizuo natknął się na nastolatka na ulicy. Kojarzył go. Izaya wspominał o nim, więc postanowił z chłopakiem porozmawiać. Teraz obaj byli u Kishitaniego, by zrozumieć, co się dzieje.

[Nie rozumiem tego] – napisała Celty i pokazała przyjacielowi. Blondyn w stroju barmana wzruszył ramionami.

- Też chciałbym rozumieć – odparł zmęczonym tonem.

- Znalazłem coś o tym Tsukiyomim - oznajmił Masaomi. Wszyscy obecni w pokoju zgromadzili się wokół niego, ale po chwili stwierdzili, że to, co znalazł chłopak, nie jest niczym szczególnym.

- Mógł być klientem Izayi - stwierdził Shinra, poprawiając okulary.

- Może ten gość wie coś na temat tej mendy? - podsunął Shizuo. - Szantażuje go albo coś.

- Co na przykład? - spytał Masaomi, a Shizuo znów wzruszył ramionami.

- Na przykład coś z jego przeszłości? Prawdziwe nazwisko czy coś. Słyszałem, jak siostry tej mendy rozmawiały o jego amnezji i o tym, że nie jest ich biologicznym bratem.

- On w ogóle ma siostry? - zdziwił się Masaomi, ale szybko machnął ręką, dając tym znak, że ta kwestia nie jest istotna. - Później o tym. Co dokładnie mówiły?

- Nie wiem. Słyszałem urywki rozmowy. Zwykle je ignoruję.

- W sumie Izaya od początku zachowywał się dziwnie - odezwał się Shinra. - Kiedy już się do mnie przekonał, przyznał, że jego obecni rodzice znaleźli go całego we krwi w jakiejś uliczce. Pamiętał ile ma lat i jak ma na imię, ale nic poza tym. Nie wiem, czy amnezja utrzymuje się do tej pory, ale jest to prawdopodobne.

- Czyli Orihara to nie Orihara - stwierdził Masaomi. Celty kilkukrotnie zaczynała pisać, ale koniec końców rezygnowała z tego. Sama nie wiedziała, jak i czy w ogóle powinna coś napisać. Cała ta sytuacja wydawała się bardzo dziwna.



***



Siedziałem w swoim obrotowym fotelu, wpatrując się tępo w ekran monitora. Namie i Shizu-chan wyszli przed kilkoma godzinami, a ja nadal tu tkwiłem, mając przed oczami wspomnienia z tej okrutnej zbrodni.

Dziewczyna, która się we mnie zakochała, a którą kompletnie ignorowałem, skończyła rozczłonkowana w lesie. Chłopak, z którym się przyjaźniłem, został zastrzelony zaraz po tym, jak wyrwano mu struny głosowe. Jego dziewczynie wydłubano oczy, rozebrano do naga i zakopano żywcem.

Troje.

Shinra, Dotachin i Shizu-chan.

Prawdopodobnie śmierć Shizu-chana będzie najgorsza. Najmniej ucierpi Dotachin.

Muszę jak najszybciej wyjechać.

Nagle ktoś jak szalony zaczął walić w drzwi. Nikogo się nie spodziewałem, więc miałem najgorsze przeczucia. Wstałem z kanapy, ale nie zrobiłem nawet kroku. Intruz wyważył drzwi, widocznie chcąc pobawić się w Shizu-chana. Ale był dużo silniejszy i trudniejszy do zabicia. Gdy na twarzy wysokiego mężczyzny pojawił się mrożący krew w żyłach uśmiech, rzuciłem się w stronę schodów.

Nie zdążyłem.

Zostałem powalony jednym potężnym ciosem.

niedziela, 10 stycznia 2016

Niesforny Kot. Rozdział 1: Telefon

 Jest pierwszy rozdział Niesfornego Kota. Pierwsze kilka rozdziałów przeniosę w wersji przerobionej, żeby to się kupy trzymało. Moja pierwsza Shizaya (ach, te wspomnienia.
Niesforny Kot to opowieść o Izayi, który z pewnych powodów ukrywa się w Tokio. Gdy zostaje pobity, osoby podające się za Nakurę i Kanrę przynoszą go do Shizuo. Ex barman, choć początkowo niechętny zajmowaniu się wrogiem, szybko odkrywa, że Orihara nie jest wcale tak podły, jakby się wydawało.


 
Rozdział 1
Telefon
- Raira? - powtórzyłem znudzony, przesuwając wzrokiem po praktycznie pustym lokalu. Nie byłem zaskoczony tą decyzją. W końcu zawsze powtarzały, że chcą tam iść.
Mairu i Kururi siedziały naprzeciw mnie przy stoliku w Rosyjskim Sushi. Zajadały się surową rybą. Ja swoją porcję już skończyłem – w końcu wpadłem tylko coś przegryźć - a one mnie złapały. Wolałem zostać i przecierpieć godzinną paplaninę Mairu, niż wyłączać później każdy jeden telefon i udawać, że nie ma mnie w mieszkaniu. Młodsza z bliźniaczek bywała nieobliczalna, kiedy ją ignorowałem na żywo. Już łatwiej było się rozłączyć, kiedy dzwoniła – później nie musiałem znosić konsekwencji.
- Gratuluję - mruknąłem. - Tylko nie róbcie problemów.
- Powiedział ten, który wcale ich nie sprawiał - prychnęła okularnica, a ja uśmiechnąłem się krzywo.
- Robiłem problemy – przyznałem, wzdychając ciężko. Po co ja właściwie z nimi rozmawiam? - Ale rodzice wtedy nie byli za granicą niemal przez okrągły rok. I tak macie szczęście, że nie kazali wam przenosić się ze mną do Shinjuku, gdy się wyprowadziłem.
- To ty ich o to uprosiłeś - przypomniała mi Mairu. Jakbym nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie miałem ochoty mieć tych dwóch na głowie 24/7. - Poza tym, chodzimy do Rairy już miesiąc, a ty o niczym nie wiesz! Jaki z ciebie brat? Do tego kiepski informator!
- Nie to, że nie wiedziałem. Po prostu nie widziałem powodu, by cokolwiek mówić. Mając mnie za korepetytora musiałybyście się nieźle postarać, by nie dostać się do tej szkoły.
- Ktoś ma wysokie mniemanie o sobie - burknęła młodsza. Machnąłem lekceważąco ręką. Wstałem, zapłaciłem za siebie i siostry, po czym wyszedłem z lokalu, zerkając jeszcze kątem oka na Kururi. Zwykle mało się odzywała, ale dziś nie wypowiedziała ani słowa nawet do Mairu. To było podejrzane. Musiało się coś stać.
Nie przeszedłem dziesięciu metrów, kiedy bliźniaczki zastąpiły mi drogę. Popatrzyłem na nie pytająco. Po ich minach stwierdziłem, że naprawdę musiało się coś stać. Zaciągnęły mnie do parku. Był wieczór, więc ludzie jedynie przechodzili przez to miejsce. Nikt się nie zatrzymywał, by usiąść i nacieszyć się kwietniowym wieczorem. A przecież nie ma nic lepszego od świeżego powietrza i cudzych dramatów.
- Mairu? Kururi? O co chodzi? - Nie wytrzymałem po kilku długich minutach ciszy. Obie siedziały na samotnej ławce. Mój cień przesłaniał ich twarze.
- Nie domyślasz się? - spytała poważnym głosem Mairu. Przekrzywiłem głowę. Było wiele rzeczy, które ukrywałem. Nie mogłem dokładnie określić, która z nich przedostała się do tej dwójki. Mogę mieć tylko nadzieję, że nic z tego jednego, jedynego tematu, na który kompletnie nie chce rozmawiać.
- Amnezja - szepnęła niepewnie Kururi. Ach, więc to je trapi. Ale to też temat, na którym łatwo się walnąć nawet mi.
- Mówiłem już, że nic nie pamiętam - skłamałem gładko, opierając dłoń na biodrze. I to nie był ich biznes.
- Jak to dokładnie było? - Wzrok Mairu mówił, że dziewczyna nie łyknie głodnego kawałka, którym była okrojona historia przedstawiana im przez rodziców. Kucnąłem, opierając łokcie o kolana.
- Tak jak już mówiliśmy - odparłem z kolejnym ciężkim westchnięciem. Jakie irytujące! - Wasi rodzice znaleźli mnie w uliczce niedaleko waszego domu. Zabrali mnie i zajęli się mną.
- Podobno byłeś we krwi? Tak powiedział Shinra.
Ten przeklęty lekarzyna ma za długi język. Gada o czymś, o czym sam dokładnie nie wie. Powinienem był mu uciąć ten cholerny jęzor!
Ale Celty by mnie zabiła, a ja nie mam ochoty jeszcze żegnać się z życiem.
- Prawdopodobnie zostałem napadnięty. Nie wiem. Nie pamiętam. Pamiętałem o sobie szczątkowe informacje. Czego wy ode mnie niby oczekujecie?
- Prawdy - padła cicha odpowiedź z ust Kururi.
Wyprostowałem się. Miałem dość, a one nie miały prawa żądać ode mnie takich informacji.
- Wasi rodzice mnie znaleźli całego we krwi. Miałem amnezję. Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć niczego, co się zdarzyło przed moim trafieniem do waszego domu. Pamiętałem tylko swój wiek i imię. Koniec tematu.
Odwróciłem się i odszedłem szybko, by nie tracić czasu na dalsze pytania. Bliźniaczki powinny zainteresować się sobą, szkołą i swoimi znajomymi. Nie powinny się wtrącać w moje życie. Nawet jeśli amnezja była prawdą, nawet jeśli kłamałem o tym, że wciąż nic nie pamiętam, nie miały prawa pchać się w moje sprawy. Nie powinny. To mogłoby się dla nich tragicznie skończyć.
Chyba jednak troszkę się o nie martwię.
Zakląłem pod nosem. Musiało się coś stać, że poruszały ten temat. Tylko że to było dla mnie tabu. Nie potrafiłem myśleć logicznie, kiedy dochodziło do rozmowy o tym. Powtarzałem tylko w kółko teksty o amnezji. Inaczej nie potrafiłem. Co im miałem powiedzieć? Może i dullahany były na porządku dziennym, podobnie jak ludzie z nadprzyrodzoną siłą, ale to, czym ja byłem, czym jestem i czym zawsze będę… Nie chcę o tym mówić. Nie chcę pamiętać.
Kopnąłem najbliżej stojący automat. Ponownie zakląłem, czując ból w nodze. Usiadłem na murku i sprawdziłem, czy sobie czegoś nie uszkodziłem. To było takie wkurzające. Ludzkie ciało jest stanowczo zbyt delikatne.
Wsunąłem palce we włosy, zacisnąłem je w pięść i pociągnąłem. Teraz będzie mnie męczyć to, co je tknęło, by wspominać o tej cholernej amnezji. Nienawidzę, kiedy jestem taki bezmyślny. Chyba robię się za bardzo ludzki. Jestem bogiem, do cholery! Muszę się otrząsnąć!
Dopiero po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że ktoś nade mną stoi i mi się przypatruje. Zerknąłem w górę, obawiając się twarzy, którą ujrzę. Strój barmana, jasne włosy, papieros w ustach, ciemne okulary. Brakowało jedynie nadal w spokoju stojącego obok automatu w rękach i pełnego nienawiści do mojej osoby wyrazu twarzy. Ulżyło mi. Naprawdę mi ulżyło, gdy uświadomiłem sobie, że to ten przeklęty Heiwajima. Mężczyzna wypuścił dym z płuc, gasząc niedopałek. Wyrzucił go do kosza, po czym, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, oparł się o automat.
Ten gość nieustannie mnie zaskakuje.
- Shizu-chan staje się pacyfistą? - zakpiłem, maskując swój niepokój asymetrycznym, pełnym arogancji uśmiechem. Znowu przybierałem maskę, której tak nienawidzę.
- Nie jestem osobą, która wykorzysta fakt, że ktoś jest podłamany. Nawet jeśli tym kimś jest taka menda jak ty. - Jego głos wydawał się normalny, ale znałem blondyna zbyt długo, by nie dosłyszeć nutki niepokoju. To było zabawne. Osoba, która obiecywała mi śmierć, martwiła się o mnie. Chyba jednak bardziej irytujące, niż zabawne.
- Podłamany? Że niby ja? Żartujesz?
Nie jestem podłamany. Ja jestem na granicy depresji, kiedy myślę o swojej przeszłości i o tym, co mnie jeszcze czeka!
- Twoje siostry twierdzą, że dziwnie się dziś zachowujesz.
Rozmawiał z nimi? O czym? Dlaczego? Po jaka cholerę do niego poszły? A może przypadkiem coś słyszał? Mógł nas też widzieć w parku. Tyle pytań i tak mało informacji. Zero jakiejkolwiek satysfakcji.
- Co niby mówiły? - Nie dałem po sobie poznać paniki.
Podrapał się po karku.
- Słyszałem... że nie nazywasz się Orihara...
Wstałem gwałtownie, rzucając mu mordercze spojrzenie.
- Powiedz komuś, a zabiję na miejscu – wysyczałem. No i straciłem nerwy. Powinienem go wkurzyć i zwiać. Jestem debilem. Skończonym kretynem.
- Więc to prawda? - Był szczerze zdziwiony. Cholera! Pewnie myślał, że dziewczyny z niego kpią. Stanowczo jestem idiotą. Dlaczego nie potrafię zachować spokoju w tej jednej kwestii?!
- Nie twój interes. Nie zamierzam zwierzać się akurat tobie, Shizu-chan.
Nie zamierzam znowu popełnić tego błędu. Wystarczy, że Shinra mniej więcej wie, co się wtedy wydarzyło. W sumie to nawet on nie zna tak do końca prawdy. Jeszcze by chciał zrobić na mnie sekcję.
- Nie martwię się o ciebie - powiedział oschle. - Niepokoi mnie zachowanie twoich sióstr. Może nie Kururi, ale Mairu zawsze tyle gada, a dziś... Żadna z nich nawet nie wspomniała o Kasuce. Coś musi je naprawdę martwić. Zawsze mnie o niego męczą.
Faktycznie dziwne. Bliźniaczki szalały za bratem Shizu-chana i zawsze go o niego pytały, gdy tylko widziały blondyna.
Oby tylko nie weszły w kontakt z tym draniem.
- A ty co? Dobry samarytanin się znalazł! Też zamierzasz wtrącać się w coś, co cię nie dotyczy?! Nie możesz po prostu wyrwać tego cholernego automatu i nim we mnie rzucić, tak jak zawsze to robisz?! Czemu...
Dźwięk jednego z moich telefonów przerwał mi w pół zdania. Wyciągnąłem przedmiot z kieszeni i odebrałem, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Czego? - warknąłem. Nie musiałem się martwić, że po drugiej stronie znajduje się któryś z moich cennych klientów. Ten telefon był prywatny.
- Izaya?
Zamarłem. Chociaż patrzyłem na Shizu-chana, nie widziałem go. Głos brzmiący przy uchu oddalał się. Szok spowodował, że rozluźniłem palce i telefon upadł na chodnik.
On... Czemu do mnie dzwonił? Skąd ma mój numer? Jakim cudem dorwał się do informacji o mnie?
Moją głowę wypełniły wspomnienia pełne krwi i nieopisanego bólu.

Zaczynamy!!!

Witam wszystkich, którzy pokusili się o zajrzenie tutaj!
Blog ten będzie zbiorem wszelkich moich dotychczasowych opowiadań (które się jakimś cudem uchowały), ich kontynuacji oraz całkiem nowych tworów.
Niemal wszechobecne shounen-ai i yaoi, więc żeby potem nie było, że nie ostrzegałam!
Właściwie miałam zacząć dopiero w przyszłym tygodniu, ale uznałam, że mam wystarczająco materiału, żeby zacząć już teraz.
Posty będą pojawiać się w weekendy, chyba że coś mi odbije i dodam w ciągu tygodnia.
Zapraszam do czytania i komentowania :)